poniedziałek, 23 września 2013

Dzień 7 ORACHHA - KHAJURAHO

 

Przed wyjazdem z uroczej Orachhy poszłyśmy jeszcze zobaczyć siedemnastowieczny kompleks pałacowy. Podobno jeden z nich, Jahangiri Mahal maharadża Bir Sing Deo budował dla cesarza Jahangira przez 20 lat. Cesarz spędził w nim noc, stwierdził, że sympatyczny domek i w ogóle, ale raczej nie w jego stylu, i pałac został porzucony. Weszłyśmy na teren kompleksu przez nabijaną kolcami bramę. Były umieszczane tam po to, by zapobiec wyważeniu bramy słoniem. 


Kupiłyśmy bilety po tradycyjnie zawyżonej cenie. Do tego chcieli absurdalną ilość pieniędzy za możliwość robienia zdjęć i niedorzeczną opłatę za nakręcenie filmu. Pan w kasie był bardzo zdziwiony, że nie chcemy robić zdjęć ani filmów; "Ale czemu, taki ładny pałac?" Oczywiście łgałyśmy w żywe oczy. Jahangiri Mahal piękny jak orientalny sen, nawet tak zaniedbany i ogołocony z prawie wszystkich ozdób. Gdzieniegdzie zachowały się oryginalne malowidła, niczym wspomnienie dawnej wspaniałości. Nie rozumiem, czemu cesarz nie chciał w nim mieszkać, ja bym brała.


Na jednym z krużganków drzemała małpa, langur szary. Wyglądał spokojnie i zaczęłam podchodzić bliżej. Byłam jakieś dwa metry od niego, gdy powoli otworzył oczy a wargi uniosły się odsłaniając klawiaturę białych zębów. Śpiący langur wyglądał bardzo ludzko ale wystarczyło, by zaczął warczeć i iluzja człowieczeństwa szybko zniknęła. Nie czekałam co zrobi dalej i wycofałam się na z góry upatrzoną pozycję.

W Indonezji małpy były przyjazne lub po prostu ignorowały ludzi, dziwiłam się, czemu Azjaci się ich boją. Wystarczy jednak spotkać dziko żyjącą, by nabrać respektu. Bardzo agresywne paskudy. Zwiedziłyśmy jeszcze Raj Mahal, mniej okazały ale za to sporo w nim było dość dobrze zachowanych fresków. 

W okolicy było jeszcze kilka ciekawych budowli do oglądnięcia, rozległe ruiny na pustkowiu, ale musiałyśmy wracać by zdążyć na pociąg do Khajuraho.

Pociąg spóźnił się bagatela trzy godziny, co jak się później okazało nie było jakimś specjalnym rekordem. O dziwo dworce w Indiach są dobrze oznaczone, tablice przyjazdów/odjazdów działają. Przeważnie nie miałyśmy problemu ze znalezieniem peronu. Człowiek może się jednak zestresować, kiedy zapowiadany pociąg nie przyjeżdża od trzech godzin, a w ogłaszanych informacjach pomijany jest ten fakt. Po prostu spóźniający się pociąg przestaje być zapowiadany do czasu, aż się pojawi.


Czekając poznałyśmy dwie Rosjanki, które odwiedzały Indie któryś już raz z rzędu i pałętały się tu już od trzech miesięcy. Byłam pod wrażeniem wielkości ich plecaków, połowy objętości mojego, a miałam w nim naprawdę tylko podstawowe wyposażenie (co prawda pod koniec wycieczki w połowie wypełniony był pamiątkami.)


W końcu przyjechał. Miałyśmy miejsca w sleeperze, a kiedy jedna z uroczych towarzyszek podróży w końcu wysiadła mogłyśmy nawet skorzystać z poduszek, które przejęła na zasadzie "kto pierwszy, ten lepszy" i na nich spała. Na wszystkich sześciu.

Induska śpiąca w seksownej pozie 'facepalm'. 
Wbrew pozorom nie chciała się udusić, tylko jakimś cudem tak jej było wygodnie. 
Tzw różnice kulturowe jak mniemam.

 Dotarłyśmy do Khajuraho w środku nocy. Następnego dnia miałyśmy wreszcie zobaczyć erotyczne świątynie, czyli to, czego byłam najbardziej ciekawa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz