środa, 26 czerwca 2013

Siedzę na słoniu

Przed wyjazdem zrobiłyśmy z Magdaleną nasze listy "must see", po czym skonfrontowałyśmy je ze sobą i powstał z tego plan, który po kilku modyfikacjach po zderzeniu z indyjską rzeczywistością już na miejscu, udało nam się zrealizować prawie w 100%.
Tak wyglądała nasza trasa:


Oczywiście można wyruszyć do Indii na spontaniczną wyprawę mając jedynie bilet lotniczy w łapce, ale to polecam tylko ludziom bogatym z dużą ilością wolnego czasu.

My miałyśmy dni 24, dlatego zdoktoryzowałyśmy się z tematu, pozbawiając się wszystkich niespodzianek. Tak nam się przynajmniej naiwnym wydawało. Jest to jednak kraj, w którym wszyscy i wszystko dba o twoje nieustanne zdziwienie. Nawet, kiedy się czegoś spodziewasz, to jednak nie tego, że będzie aż tak!


Przede wszystkim trudno uwierzyć, oglądając zdjęcia czy filmy, jak na prawdę brzydki jest to kraj. Gdzie nie spojrzeć piętrzące się betonowe boksy otoczone hałdami śmieci. Indusi sprzątają chyba tylko w swoich domach, bo wszystko inne pokryte jest warstwą lepkiego brudu.

Syf, malaria i karaluchy. Ale za to bardzo ładnie wychodzi to wszystko na zdjęciach. O ile da się zrobić fotkę bez włażącego nam w kadr Indusa ubranego w jasną koszulę w kratę lub paski i dżinsy.
Czego jak czego, ale ludzi w tym kraju nie brakuje. Przez ludzi rozumiem facetów, bo kobiety traktowane są tam jak urocze, głupiutkie stworzonka przydatne do pracy, rozrywki i prokreacji. Taki mokry sen każdego polskiego prawicowego konserwatysty. Kiedy się zużywają, albo są niepotrzebne, wyrzuca się to to na ulicę albo morduje jakimś sprawdzonym domowym sposobem i nie ma problemu.

Prócz tego Hindusi wymyślili sobie też podział na kasty i zawzięcie się tego trzymają. Kto do jakiej kasty należy poznać można przeważnie po masie i kolorze ciała: "plebs" jest chudy i ciemnoskóry, "szlachta" - tłusta i jasna. Kolor skóry jest w Indiach bardzo ważny. W TV leci mnóstwo reklam kremów wybielających. Karnacją najbardziej pożądaną jest biel tygodniowego trupa, sądząc po wyglądzie występujących w tych spotach modelek. 

Wbrew obiegowym opiniom nie jest to kraj tani dla Polaków a Indusi nie są pociesznymi, uwielbiającymi się targować sprzedawcami. Ceny dla białasów są oczywiście zawsze kilka-kilkasetkrotnie wyższe niż dla Indian. Sprzedawcy kłamią bez skrupułów, wciskając nawet najbardziej absurdalne kity i żeby coś wartościowego w Indiach kupić trzeba się na tym dobrze znać, i wiedzieć ile powinno kosztować. Mi na przykład próbowano sprzedać poliester jako jedwab, gips jako kamień i tym podobne cuda. Z drugiej strony spotkać można ludzi niezwykle przyjaznych, którzy bezinteresownie pomogą a nawet zaproszą z ulicy do własnego domu i po królewsku ugoszczą.

Wielkim rozczarowaniem okazało się jedzenie. Bardzo ładnie i obrazowo przedstawia to mapka poniżej:


Indyjskie jedzenie to przede wszystkim placek z różnych rodzajów mąki do wyboru, pieczony albo smażony na oleju i do tego do wyboru kilka brei z warzyw, soczewicy itp. zwanych przez nas ciapkami. Do wszystkiego dosypują tej samej przyprawy - masali, która zabija cały smak jedzenia i wszystko smakuje tą mdłą i ostrą masalą. Nie był to jednak jakiś olbrzymi problem, bo przy temperaturze od 45 stopni wzwyż jeść się za bardzo nie chce.

Podsumowując: Indie to dla kogoś z naszego kręgu kulturowego kraj brzydki, brudny, ludzie pazerni a żarcie niedobre. Gdyby nie ograniczenia czasowe i finansowe jeszcze bym tam siedziała. Uzależnia bowiem niemożebnie, przygoda goni przygodę, jeden quest prowadzi do następnego. I jest po prostu niesamowicie.