poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Dzień 4 PUSHKAR - JAIPUR

 

Jeden dzień w Puszkarze zdecydowanie nam wystarczył. Przed wyjazdem wstąpiłyśmy jeszcze na chwilę do świątyni sikhów. Jest to religia, która powstała około 500 lat temu jako mix hinduizmu i islamu. Ciekawe jest to, że w kraju, gdzie zabobony, społeczeństwo kastowe, poniżanie kobiet jest bardzo silnie zakorzenione, powstała doktryna oparta na wierze w równość i pracę dla dobra społeczności. Pewnie dlatego nie ma zbyt wielu zwolenników, gdyż ludzie wolą religie, którymi mogą usprawiedliwić nienawiść i zakłamanie.
Sikhowie to ludzie wywodzący się z reguły z kast wyższych, bogaci, wykształceni. Kiedy wchodzi się na teren ich świątyni (trzeba zakryć głowę, zdjąć buty i przejść przez płytki basenik) zstępuje na człowieka błogi spokój. Nie ma szaleństwa i wyciągania ręki po pieniądze na każdym kroku, jak w hinduistycznych czy islamskich obiektach sakralnych. W świątyniach Sikhów króluje zazwyczaj biały marmur i złoto, którymi pokrywają ściany i kolumny oraz duży, plastikowy zegar wiszący na takiej złotej ścianie. 

Wracałyśmy do Jaipuru przez wyschnięte pola i małe wioski. Na pustyniach jak w westernie widać było szkielety krów i innych dużych zwierząt. Ludzie w wioskach żyją bardzo biednie i tylko niezmiennie kolorowe sari kobiet są jaśniejszymi punktami w monotonnym, zakurzonym krajobrazie.


Na miejscu zatrzymałyśmy się w tym samym hotelu co poprzednio. Umówiłyśmy się wcześniej na spotkanie z Aslamem. Zaprosił nas do domu na herbatę. Rodzina w komplecie, miło ich było znów zobaczyć, tym razem w codziennych, nie odświętnych ubraniach. Powitaniom nie było końca bo to była naprawdę duża rodzina.
Chciałyśmy zobaczyć słonie. Żaden problem, Aslam zadeklarował się zostać naszym słoniowym przewodnikiem. Okazało się, że niedaleko jego domu jest olbrzymia stajnia dla słoni, które pracują jako transport do Fortu Amber. 


Poszliśmy tam, Aslam pogadał chwilę z pracującymi przy słoniach kolegami i mogłyśmy spokojnie je sobie pooglądać. Są to zwierzaki o różnym temperamencie. Niektóre nerwowo kręciły się w swoich boksach, inne dały się nawet pogłaskać. Słoń w dotyku jest szorstki, chropowaty i ma drapiąca szczecinę, ale urocze to zwierzę kiedy daje się drapać za uszkiem z rozkoszą mrużąc kaprawe oczęta. Każdy z nich jest ozdobiony jakimś wzorem, najczęściej kwiatowym biegnącym od czoła do końca trąby. Najpiękniej, bo w dwa lwy, pomalowany był najbardziej nerwowy i niespokojny słoń. 


Bardzo byłam ciekawa jak komuś udało się namalować na nim cokolwiek, a zwłaszcza tak skomplikowany wzór. Wygląda to naprawdę zabawnie, kiedy facecik ważący jakieś 50 kilo strofuje pięciotonowego olbrzyma niczym szczeniaka, żeby się nie wiercił, bo kwiatki na trąbie będą krzywe.


Potem pojechaliśmy na osiedle dla słoni. Zapadał już zmierzch. Minęliśmy ogromny basen, gdzie były kąpane i dotarliśmy do jednego z domów. Rozmieszczone były w sporej odległości od siebie, każdy składał się z części mieszkalnej i olbrzymiej stajni dla zwierzęcia. Weszliśmy do środka, przywitaliśmy z gospodarzem, który zajęty był malowaniem wzorów na słoniowej trąbie przy skąpym świetle zawieszonej pod sufitem żarówki. Jego mała córcia pomagała tatusiowi trzymając kubek z farbą. Żona też przyszła zobaczyć co to za zamieszanie z jednym oseskiem na ręku, drugi maluch trzymał się spódnicy.
Słoń niewzruszenie żuł słomę i co chwilę dostawał po nosie za to, że nie chciał stać nieruchomo. Jego posłuszeństwo opiekunowi było niezwykłe. Gdyby się rozzłościł i machną trąbą trochę mocniej, to nie byłoby z faceta co zbierać.


Aslam zaprosił nas do domu na kolację, przedtem jednak musiał zrobić zakupy. Najpierw poszliśmy do rzeźnika. Przed wejściem stały uwiązane dwie kozy. Zaczęłam się domyślać, co będzie głównym daniem. Potem posadził nas na murku przed salonem fryzjerskim, przyniósł zimnej wody i poszedł kupić jeszcze warzywa. Towarzystwa dotrzymywał nam tata Aslama, który właśnie skończył się golić. Nie znał słowa po angielsku, więc pouśmiechaliśmy się do siebie a potem siedział bez ruchu wyglądając bardzo dostojnie. Z ciekawością przyglądałam się pracy fryzjera. Zaczął nakładać klientowi mydlaną pianę na twarz. Nie skończył jednak na brodzie i policzkach, tylko pojechał po całości, łącznie z nosem i czołem.

Wrócił Aslam i poszliśmy do domu. W kuchni siedziały co najmniej cztery pokolenia kobiet, wszystkie wzięły się za przygotowywanie nam kolacji. Na propozycję pomocy zareagowały wielkim zdziwieniem. Co takie białaski mogą wiedzieć o gotowaniu? Magdalena się uparła i zabrała za krojenie czosnku obserwowana przez kilka par sceptycznych oczu. Ja siedziałam z chłopakami i mieliśmy niezły ubaw. W końcu wygoniły nas na taras. Usiedliśmy na obrusie do spożywania posiłków rozścielonym na posadzce. Przyłączyły się do nas dzieciaki i kuzyn Aslama, przystojniak w typie bollywoodzkiego amanta, z tymi ich rzęsami i mięśniami. Kuzyn miał w mieście sklep z tekstyliami a prócz tego spędził pół roku w Hiszpanii. Oczywiście bardzo nas namawiał na wizytę w swoim sklepie. Podziękowałyśmy i powiedziałyśmy, że się postaramy jutro wpaść. "Dlaczego sprzedawcy w Indiach tak oszukują zachodnich klientów sprzedając im podróbki po wygórowanych cenach?", zapytałam ciekawa odpowiedzi człowieka związanego z branżą. "Każdy chce jak najwięcej zarobić. Ale was na pewno nie oszukam, bo jesteście przyjaciółmi rodziny" odparł kuzyn z rozbrajającą szczerością. Gwiazdy migotały nam nad głowami, z oddali słychać było odgłosy miasta. Pojawiła się potrawka z kozy, ostra jak diabli, do tego chapati. Kiedy skończyliśmy dzieciaki zabrały talerze i obrus, po czym się zmyły. Aslam i Magdalena przeszli w inną część tarasu zatopieni w rozmowie. 

Zostałam z kuzynem ślącym w moim kierunku powłóczyste spojrzenia. Mogłam się w sumie wcześniej domyślić, że coś kombinują. "Maja, zakochałem się w tobie." kuzyn nie tracił czasu na niepotrzebne wstępy, byłam szczerze zaskoczona. "Aha... że co? Jak możesz mnie kochać? Znamy się od jakiejś godziny, nawet mnie nie znasz." Odparłam sceptyczne w stylu europejskiego kina moralnego niepokoju. Kuzyn jechał dalej po bollywoodzku: "Nie ważne jak długo się znamy. Od pierwszej chwili, kiedy Cię zobaczyłem moje serce wie, że jesteś tą jedyną. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie czułem." Siedziałam gapiąc się na niego z rozdziawionymi ustami. "Jesteś taka piękna. Masz cudowne oczy, uszy, nos..." ciągnął tak przez dobre parę minut, postanowiłam nie przerywać, dobrze mu szło. Podświadomie czekałam na pojawienie się muzyki, do której moglibyśmy rozpocząć nasz romantyczny taniec pod gwiazdami. "Uprawiałaś kiedyś seks?" Zmienił nagle temat. "No... zdarzyło się, raz czy dwa." , "Ja też." Odparł strasznie z siebie zadowolony. "Kiedy byłem w Hiszpanii koledzy wynajęli mi prostytutkę." , "Jak miło. To ja idę sprawdzić co u Magdaleny i Aslama słychać." 
Podeszłam do Magdaleny: "Co tam?", "Aslam mi się oświadczył. Rozmawiał już z mamą i resztą rodziny, nie mają nic przeciwko. Ojcu jeszcze nie powiedział, ale na pewno się zgodzi. Jak ja się zgodzę to przygotuje prezenty dla moich rodziców i pojedzie do Polski prosić ich o moją rękę." "Aha. Czyli to była koza zaręczynowa. Mi kuzyn tylko oznajmił, że mnie kocha. No, ale Aslama znamy już od 3 dni a jego 2 godziny. Późno się zrobiło, wracamy do hotelu?" Pożegnałyśmy chłopaków, umówiliśmy się na spotkanie w sklepie kuzyna następnego dnia i odeszłyśmy w mrok mijając śpiące krowy i wyjące psy. To  był ostatni raz, kiedy widziałam przystojnego, romantycznego kuzyna.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz